Munnar - najsłynniejszy górski kurort w południowych Indiach, położony na wysokości ok. 1600 m n.p.m. u zbiegu trzech rzek: Madhurapuzhy, Nallathanni i Kundaly, swą popularność zawdzięcza rozległym i niezwykle malowniczym plantacjom herbaty.
Ceny noclegów w Munnar są przynajmniej dwukrotnie wyższe niż w innych miastach Kerali, mimo to w sezonie trudno o wolny pokój. W przeciwieństwie do wybrzeża, obleganego przez Europejczyków, Amerykanów i Australijczyków, Munnar przyciąga głównie turystów z Indii. Szczególnie upodobali je sobie mieszkańcy Bombaju, pragnący odpocząć od tłumów, upału, hałasu i spalin. Lokalni przedsiębiorcy, których podstawowym źródłem dochodów jest turystyka, są bardzo zadowoleni z takiego obrotu sprawy, bo paradoksalnie turysta z Zachodu wydaje o wiele mniej, niż turysta z Indii.
Odległość pomiędzy Kochi a Munnar to zaledwie 130 km, pokonanie tego odcinka zajmuje aż 4h. W sezonie wąska, kręta droga, prowadząca pośród Gór Kardamonowych jest dość zatłoczona, mimo to przejazd nią to wielka przyjemność. Widoki są niesamowite.
Do Munnar dotarłam w południe. Pogoda nie dopisała, ceny noclegów nie zachęcały, zdecydowałam więc, że w miarę szybko objadę to, co najważniejsze i wyruszę w dalszą drogę. Na ulicy złapałam rykszę, otworzyłam przewodnik i zaczęłam tłumaczyć, co mnie interesuje. Górna część miasteczka, Jezioro Mattupatti, spacer po plantacji - "no problem". Problem pojawił się dopiero, gdy powiedziałam, że chcę zobaczyć zbiory herbaty.
Okazało się, że w miasteczku, przy jednej z fabryk, codziennie w godz. 09:00 -10:00 odbywają się specjalne pokazy dla turystów. Po godz. 12:00 turystyczna wizyta na plantacji była już niemożliwa. Byłam niesamowicie zawiedziona, zresztą moja mina chyba mówiła sama za siebie, bo kierowca rykszy, dotąd bardzo rozmowny, przestał się odzywać i głęboko się zamyślił. Po kwadransie doszedł do wniosku, że w gruncie rzeczy "nieoficjalnie" możemy odwiedzić plantację. Plan był taki, że wiedziemy na najwyższy punkt widokowy i rozejrzymy się w poszukiwaniu zbieraczek. Jeśli panie pojawią się na horyzoncie, pójdziemy pieszo w ich kierunku.
Wypatrzyliśmy zbieraczki, przeskoczyliśmy przez płot i ruszyliśmy na skróty, przeciskając się wśród krzewów herbacianych. Na spacer po wyznaczonych ścieżkach nie było czasu. Po drodze minęliśmy malutki cmentarz, położony daleko za miastem, na szczycie jednego z pagórków, bardzo skromny, otulony krzewami herbaty i ozdobiony kwiatami poinsecji - magiczne miejsce. Po niespełna 20 minutach dotarliśmy do celu. Panie zbierające herbatę były bardzo zdziwione moją obecnością. Większość plantacji w Munnar stanowi własność do koncernu samochodowego Tata. Wstęp na ich teren jest zabroniony. Nie powinno mnie tu być, ale ciekawość jak zwykle zwyciężyła.
Zbiory herbaty widziałam wcześniej na Sri Lance. Tam listki były zrywane wyłącznie ręcznie i wrzucane do dużych worków umieszczonych na plecach. Każda z kobiet dziennie zbierała około 20 kg herbaty. Panie w Munnar trochę ułatwiły sobie zadanie. Do zrywania używają specjalnych metalowych przyrządów, z jednej strony zakończonych małym pojemnikiem na liście. Gdy ten pojemnik się wypełni, listki herbaty przerzucają do stojących tuż obok worków. Dziennie zbierają około 30 kg herbaty. Z 30 kg liści otrzymuje się około 7 kg herbaty. Zarobki to 4 dolary za dniówkę, podobnie jak na Sri Lance.





Brak komentarzy:
Prześlij komentarz