wtorek, 27 grudnia 2016

"Quien no ha visto Granada, no ha visto nada"


"Kto nie widział Granady, ten niczego nie widział"...
Przyznam szczerze, że sceptycznie podchodziłam do tego słynnego hiszpańskiego przysłowia. Trudno mi było uwierzyć, że w Hiszpanii może być miasto piękniejsze od Barcelony, czy bardziej klimatyczne od Sewilli. Granadę chciałam odwiedzić tylko i wyłącznie ze względu na Alhambrę. Plan był prosty. Wpadamy na jeden dzień, zwiedzamy Alhambrę, Katedrę, wchodzimy na najsłynniejszy punkt widokowy (Mirador San Nicolas) i jedziemy dalej. Tak się przypadkiem złożyło, że zostaliśmy 1,5 dnia dłużej niż wstępnie planowaliśmy. Poznaliśmy miasto troszeczkę lepiej i wróciliśmy zachwyceni. Stare przysłowia nie kłamią ;) Prawdopodobnie nie ma w Hiszpanii wspanialszego miasta niż Granada.


Trudno też znaleźć drugie miasto wymagające tak dobrej kondycji. Granada potrafi nieźle dać w kość. Na szczęście, przepiękne widoki wynagradzają cały wysiłek. Podobno w Granadzie jest 40 punktów widokowych. Najsłynniejszy to San Nicolas, mój ulubiony - San Miguel Alto. Dzień jednak najlepiej rozpocząć od wejścia na Mirador de la Lona. Zachodnia część Granady pięknie prezentuje się w porannych promieniach słońca. Wymarzone światło dla każdego fotografa.





W chłodny grudniowy poranek, na śniadanie dobrze zjeść coś ciepłego.  Najbardziej polecam churros z czekoladą. Najlepsze churros w Granadzie dostaniecie w kawiarni Alhambra przy Plaza de Bib-Rambla. Tak słyszałam, spróbowałam i potwierdzam. Bardzo fajna ekipa tam pracuje, tempo mają zawrotne, ale naprawdę dają radę. W godzinach szczytu bardzo trudno o wolny stolik.


Katedra w Granadzie, której budowa trwała niespełna dwa wieki, jest obecnie jednym z najznakomitszych przykładów hiszpańskiego renesansu. Bilet wstępu kosztuje 5 euro, w cenie jest audioprzewodnik.


W pobliżu Katedry znajduje się nowoczesna hala targowa Mercado San Agustin. Można tam kupić lokalne produkty spożywcze w całkiem dobrych cenach.


Z Mercado San Agustin udajemy się w stronę dzielnicy Sacromonte. Spacer rozpoczynamy na Plaza Nueva, tuż przy siedzibie Najwyższego Trybunału Sprawiedliwości Andaluzji, następnie kierujemy się na północny wschód, w stronę Plaza Santa Ana i dalej Carrerą de Darro, najsłynniejszym deptakiem Granady, biegnącym wzdłuż rzeki Darro. 





Sacromonte, dawna cygańska dzielnica, od razu skradła moje serce. W jaskiniach położonych na zboczach dawniej zamieszkiwali Cyganie i miejscowa bohema. Tutaj zaczęło rozwijać się flamenco. Mimo upływu lat i nieustannie rosnącej popularności Granady, dzielnica Sacromonte nie pozwoliła się całkowicie skomercjalizować. Być może dlatego, że leży trochę na uboczu i nie jest oblegana przez turystów. W Sacromonte znajduje się wiele klubów organizujących kameralne pokazy flamenco. Nie są to tanie imprezy, ale jeśli już się skusicie, na pewno nie będziecie żałować.





Moim zdaniem, najlepszym punktem widokowym w Granadzie jest Mirador San Miguel Alto. Z murów położonych tuż przy tej niepozornej kapliczce podziwiać można całe miasto. Na lewo mamy Alhambrę, na wprost Albaicin, a za plecami ośnieżone szczyty Sierra Nevada. Zachody słońca w tym miejscu są spektakularne.









Następny dzień rozpoczęliśmy znów od wizyty w Sacromonte. Mieliśmy tam zawitać góra na dwie godzinki. Zwiedzić Muzeum Jaskiń, Opactwo i wracać do Centrum. Z tych ambitnych planów szybkiego zwiedzania oczywiście nic nie wyszło, bo jak już dotarliśmy do Opactwa, to stwierdziliśmy, że z tej góry nad Opactwem musi być super widok, więc warto poświęcić dodatkową godzinkę. Widok był wspaniały, Alhambra z tej perspektywy prezentowała się pięknie, ale uciekło nam sporo czasu. 



Po wizycie w Sacromonte, szybko przemknęliśmy przez Albaicin i popędziliśmy do Alhambry. Zbliżała się godz. 14:00, a my nie mieliśmy zarezerwowanych biletów. Była ciepła, słoneczna niedziela, więc spodziewałam się oblężenia. W końcu to najczęściej odwiedzane miejsce w Hiszpanii. Przy kasach spotkała nas bardzo miła niespodzianka, w ogóle nie było kolejek. Naprawdę nie sądziłam, że można w spokoju zwiedzać Alhambrę.


Alhambra składa się z czterech części: Twierdzy Alcazaba, Pałacu Nasrydów, Pałacu Karola V oraz Ogrodów Generalife. Bilety umożliwiające zwiedzanie całego kompleksu kosztują 14 euro. I trzeba kupić te bilety. Zakup biletów umożliwiających tylko zwiedzanie Ogrodów Generalife, moim zdaniem, jest bez sensu. Prawdziwą perełką i najważniejszą atrakcją Alhambry jest Pałac Nasrydów. Na bilecie wstępu jest podana godzina wejścia do Pałacu. Trzeba pilnować tej godziny i dostosować do niej zwiedzanie pozostałych części Alhambry. Wstyd się przyznać, ale my ją przegapiliśmy. Na szczęście było niewielu turystów i bez problemu wpuszczono nas z następną grupą.


Zwiedzanie Alhambry rozpoczęliśmy od Alcazaby, dawnej twierdzy położonej na zachodnim krańcu kompleksu. Większa część Alcazaby jest niestety w ruinie. Dla turystów największą atrakcją są przepiękne widoki na miasto i ośnieżone szczyty Sierra Nevada, które podziwiać można z Torre de la Vela.  Na tej słynnej wieży w 1492 roku królowie katoliccy, na znak podboju miasta, wywiesili swoje flagi.





Kolejnym punktem naszej wizyty był Pałac Nasrydów. Miejsce absolutnie zachwycające. Żadne zdjęcia nie są w stanie oddać piękna tej budowli. Bogate zdobienia, symbolika, przemyślane rozwiązania architektoniczne. W Pałacu Nasrydów mogłabym spokojnie spędzić cały dzień. 


Najbardziej fotogenicznym miejscem jest Dziedziniec Mirtowy. Prostokątny dziedziniec zawdzięcza swoją nazwę przyciętym krzewom mirtowym otaczającym basen z wodą. 



Kopuła z dekoracją w postaci mukarnas w Sali Abenceragów, podobna kopuła w Sali Dwóch Sióstr, czy drewniany strop w Sali Posłów to dzieła, od których trudno oderwać wzrok.



Pałac Karola V, zaprojektowany przez jednego z uczniów Michała Anioła, najdoskonalszy przykład toskańskiego renesansu poza granicami Włoch, to przy Pałacu Nasrydów jakieś nieporozumienie. Na znajdujące się w nim muzea zabrakło nam czasu. Przed zachodem słońca koniecznie chcieliśmy zobaczyć wspaniałe Ogrody Generalife.



Generalife to jedne z najstarszych ogrodów mauretańskich w Europie. Założone zostały na początku XIV wieku, na wzgórzu po północnej stronie Alhambry. Rozciąga się z nich wspaniały widok na miasto. To idealne miejsce na odpoczynek, po całodniowym zwiedzaniu Granady.




Granadę warto odwiedzić poza sezonem. Początek grudnia to bardzo dobry termin. Co prawda dni są wtedy krótsze, ale pogoda jest bardziej przyjazna. Jak wspomniałam na wstępie, Granada wymaga naprawdę dobrej kondycji. W tym mieście jest zawsze z górki lub pod górkę. W ciągu dwóch dni zwiedzania zrobiliśmy na pieszo prawie 60 km. Po powrocie do domu, były zakwasy ;) Nie wyobrażam sobie wizyty w Granadzie przy 40-stopniowym upale. Poza tym w zimie noclegi są dużo tańsze, światło do zdjęć nieporównywalnie lepsze i nie ma zbyt wielu turystów.




1 komentarz:

  1. Magda, coś pięknego, światło to Twoje drugie imię. Cudowne uliczki, panoramy, detale, a dzielnica cyganska to absolutne must see. Po takiej prezentacji aż się chce tam lecieć. Natychmiast.
    pozdrawiam
    Gabi

    OdpowiedzUsuń